Sezon wiosenny ’14 – przegląd cz.05 :)
Święta, święta, święta~! ^^ Cokolwiek z typowych, przedświątecznych zajęć jest już za, tudzież ciągle pozostaje przed nami, nie zmienia to faktu, że można bezkarnie siedzieć w domu i zapomnieć o innych, bardziej męczących obowiązkach (*ekhm*praca magisterska*ekhm*). Wyszłam z założenia, iż jest to dobra pora na pisanie notki, ale może się ze mną nie zgodzicie… no cóż ;)
Sprawdzimy dziś Baby Steps, Captain Earth oraz Mekakucity Actors.
Baby Steps – Odcinki 01-02
OPIS: Eiitirou Maruo (E-Chan), to szkolny prymus, który pewnego dnia zaczyna narzekać na swoją tragiczną kondycję fizyczną. Na drodze znajduje ulotkę Klubu Tenisowego, po czym postanawia, że kiedyś tam wpadnie i zobaczy z czym to się je. Sport ten bardzo szybko oczarowuje chłopaka, który decyduje się spróbować w nim swoich sił – bez żadnego doświadczenia i z marną kondycją, bohater z poświęceniem ściga swój nowy cel.
OPINIA: Namówiona przez siły wyższe (które wiedzą, o kim mowa ;)), stwierdziłam że dam Baby Steps szansę. Przyznam, że dość dziwnie podchodzi mi się do tej serii po obejrzeniu ponad 200 odcinków innego i to bardzo specyficznego tytułu o tenisie (tak, na Ciebie patrzę Prince of Tennis), szczególnie że oba anime zastosowały totalnie odmienne podejście do tematu – efekciarstwo vs realizm. Chociaż z drugiej strony… BS to w pewnym sensie taka wariacja jak wyglądałoby TeniPuri, gdyby głównym bohaterem był Inui i jego data-tennis ;) Wracając do tematu: Eiitirou Maruo ma co prawda głupią fryzurę, ale to perfekcjonista i mózgowiec i właśnie z takiego punktu widzenia możemy podziwiać tutaj tenis. Bardzo łatwo go polubić, bo widać, że wkłada we wszystko dużo pracy i zawsze daje z siebie wszystko :) Ma też u mnie dodatkowego plusa, bo sama mam podobnie pedantyczny charakter, co sprawia, że tym bardziej bawi mnie jego zachowanie – to tak, jakbym mogła ponabijać się z samej siebie hahaha! Swoją droga, śmiać jest się naprawdę z czego, bo humorystyczne wstawki są naprawdę niezłe – nie powalają, ale definitywnie wywołują uśmiech i ciche parsknięcia :) Ogółem sport w powyższej serii zaprezentowany jest z bardzo realistycznej perspektywy, co jedni potraktują jako zaletę, inni zaś mogą narzekać na nudę. W sumie największym problemem Baby Steps jest fakt, że nie posiada tych elementów, do których nas sportówki przyzwyczaiły. Siły przyjaźni i turniejów drużynowych tutaj nie dostaniemy, zamiast tego skupiając się raczej na indywidualnych aspektach samodoskonalenia i współzawodnictwa, więc fandom, który zaczęło budować Prince of Tennis, Kuroko no Basket i kolejno Yowamushi Pedal, Diamond no Ace, czy aktualne Haikyuu!!, może nie spojrzeć na tę serię przyjaznym okiem. Sama nie mogę powiedzieć, że się źle bawiłam, ale jednocześnie skłamałabym, gdybym napisała, iż rozsadzały mnie emocje. Mimo to, chcę zostać z BS jeszcze trochę, bo widzę w nim zaczątki czegoś naprawdę sympatycznego ^^ Do tego ten bardzo fajny opening! Będę tylko musiała przełknąć aspekt obyczajowo-romansowy, bo nie do końca lubię takie dodatki w moich sportowych anime ;P Dla ciekawej rólki Daisuke Namikawy jestem jednak w stanie się poświęcić ;]
NA PLUS: inteligentny główny bohater; realistyczne przedstawienie sportu; miło się ogląda ^^
NA MINUS: nastawienie na indywidualne aspekty sportu; trochę ginie w tłumie; obyczajowo-romantyczne akcenty
WSTĘPNA OCENA: -7
Captain Earth – Odcinki 01-02
OPIS: Pewnej nocy, tuż przed końcem letnich wakacji, Daichi Manatsu, drugoklasista z pobliskiego liceum, dostrzega na niebie dziwną, okrągłą tęczę wiszącą nad Wyspą Seed i postanawia to sprawdzić. Już kiedyś widział to zjawisko. Wracając myślami do wspomnień dotyczących zagadkowej śmierci jego ojca i spotkania z tajemniczych chłopakiem i dziewczyną, Daichi dociera na wyspę w momencie, gdy dookoła rozbrzmiewa alarm dochodzący z budynku zwanego “Silnik Ziemi”. Ktoś zadaje mu pytanie “Czy to ty jesteś kapitanem?” w chwili, gdy na miejsce docierają robotyczni intruzi z Urana, “Kiltgang”. Tak rozpoczyna się bitwa wśród błyszczących gwiazd.
OPINIA: Jednego się Kapitanowi Ziemi odmówić nie da – rozmachu :) Coś w scenariuszu, przedstawieniu scen i bohaterów, czy sposobie narracji sprawiło, że pierwszy odcinek pochłaniałam niczym dobrze skrojony, hollywoodzki film! Już od zapowiedzi ostrzyłam sobie ząbki na powyższe anime i bardzo się cieszę, iż moje oczekiwania jak najbardziej zostały spełnione ^^ Główny bohater jest zaskakująco pozytywną istotką – choć jego ojciec nie żyje (Toshiyuki Morikawa!! The ultimate father of the teenage heroes! :D), a początek pokazuje go trochę jako buntowniczego, emo dzieciaka, wrażenie to jest bardzo mylne – Daichi okazuje się sympatycznym i radosnym chłopakiem, że już nie wspomnę o tym jak słodki był jako dziecko ^^ Seria przemyca ogrzewające serducho motywy przyjaźni (i może nawet w przyszłości trochę romansu) między naszymi nastoletnimi herosami, choć… no właśnie – kto wsadza nastolatka do wielkiego robota będącego ostatnią nadzieją ludzkości i wystrzeliwuje go sobie, ot tak, w kosmos (pomijam już fakt, skąd on wie jak go pilotować)? Racja, Japończycy w każdej serii mecha ;P Podoba mi się jednak, że nie poszli tutaj w pełne sci-fi – oczywiście technologia przewyższa nasze standardy, ale z drugiej strony wylot w kosmos odbywa się po Bożemu, za pomocą ogromnej rakiety, a organizacja go nadzorująca w dość oczywisty sposób przypomina coś NASA-podobnego. Anime emituje aurę podobną do Suisei no Gargantia, więc liczę, że tak jak tamten tytuł, pójdzie w stronę wywołującą u mnie uśmiech, a nie przewracanie oczami :) Co natomiast nie udało się im wyeliminować z niezmiennej kompozycji kosmicznych-serii-mecha, to fakt, iż wizualizacja kobiety-kosmitki-pilota we wnętrzu robota musi być tak fanservice’owa jak to tylko możliwe. Nie zrozummy się źle, bynajmniej to nie wkurza, ale nie sposób nie westchnąć i pomyśleć „naprawdę? nie mogliście się powstrzymać, co?” :P W skrócie – mamy dobry OP, fajne postacie w bardzo ładnie, z graficznego punktu widzenia, przedstawionym świecie oraz sporo zabawy przy oglądaniu. Nie powala oryginalnością, ale definitywnie wciąga ^^
NA PLUS: rozmach; niezły OP; nieirytujące roboty dla antyfana mechów; wciąga
NA MINUS: niezbyt oryginalne; nastolatki ratują świat
WSTĘPNA OCENA: 8+
Mekakucity Actors – Odcinek 01
OPIS: Shintaro Kisaragi, to bezrobotny chłopak od dwóch lat nie wychodzący ze swojego pokoju. Prowadził on spokojne życie aż do momentu, kiedy poznał cybernetyczną dziewczynę o imieniu Ene, która nagle pojawiła się na ekranie jego komputera – zdarzenie to zdaje się być powiązane z anonimowym e-mailem, który nasz bohater dostał rok temu. Pewnego dnia Ene psuje coś w sprzęcie naszego bohatera, co zmusza go pierwszego od calutkich dwóch lat wyjścia z domu.
OPINIA: O rany… Mekakucity Actors przypomniało mi o istnieniu pewnej strasznej rzeczy, która zwie się „mieszane uczucia”. Już dawno nie doświadczyłam tej przerażającej przypadłości, a tu uderzyła we mnie wręcz z siłą huraganu… Od tego trzeba zacząć, że nie jestem fanką Vocaloidów, a jeszcze miesiąc temu nie wiedziałam w ogóle co to jest Kagerou Project, na którym to oparte jest powyższe anime. Musiałam o tym wspomnieć, bo zdaje się, że tytuł ten w głównej mierze jest hypowany przez wielbicieli owej serii teledysków – jeśli chcecie posłuchać właśnie takiej, entuzjastycznej opinii, to niestety źle trafiliście. Tym razem jestem zielona w temacie i tak też mam zamiar MA ocenić …sęk w tym, że nie mam pojęcia jak to zrobić ^^” Pierwsze co rzuca się w oczy po odpaleniu serii, to stylistyka, która aż krzyczy „SHAFT to zrobił!”. Specyficzne ujęcia, przekrzywianie główek, kolorystyka, tła – pojechali po bandzie jak to zwykle mają w zwyczaju, o ile jednak zazwyczaj bardzo ich za to lubię, tak tutaj bije od anime pewnego rodzaju niedopracowanie. Wystarczy spojrzeć na prześliczne Nisekoi, które także aktualnie wychodzi spod ich rysowniczych talentów i porównać je z wręcz niedbałym projektem postaci, niewyraźnym konturem i przytłumionymi barwami, a od razu widać która z dwóch serii wypada w tym zestawieniu lepiej. Z drugiej strony, może takie było zamierzenie? By upodobnić anime do stylu klipów muzycznych? Co dalej… Na pewno sam koncept jest interesujący – pierwszy odcinek pod tym względem serwuje prawdziwe pranie mózgu: pokazuje wiele, ale w sposób niezrozumiały, który ma w zamierzeniu pozostawić nas w wielką ilością pytań i żadnymi odpowiedziami. Bardzo pozytywnie wypada opening – jeden z niewielu utworów z tego sezonu, który wywołał we mnie pozytywniejsze emocje. Strona dźwiękowa plusuje też drobnymi smaczkami, jak np. moment, gdy cyfrowe-dziewczę było w telefonie Shintaro – miał on ubraną tylko jedną, lewą słuchawkę i my jako widz (jeśli oczywiście także oglądaliśmy ep na słuchawkach), też słyszeliśmy jej głos tylko z lewego głośnika. Rozczarowaniem jest główny bohater (choć podoba mi się co zaprezentował jego seiyuu, Takuma Terashima). Może o to chodziło, co nie zmienia faktu, iż pokazał się z dość nijakiej strony – nie wspominając już o jego niebieskowłosej dziewczynie z komputera: tak irytującej istoty już dawno nie widziałam -____- Humor plusuje w kilku miejscach, ale koniec końców nie czuję się do głębi wstrząśnięta. Ot, taki sobie start, który obiecuje coś lepszego w przyszłości, ale u mnie leci na on-hold – o ile zdecyduję się nadrabiać, to tylko przy całości.
NA PLUS: interesujący pomysł; niezły OP; zabawne w niektórych miejscach
NA MINUS: niedbałość wykonania; męcząca główna bohaterka
WSTĘPNA OCENA: -6
Cheers~! :*
Posted on 18 kwietnia 2014, in Anime, Pierwsze Wrażenie and tagged 2014, Anime, Baby Steps, Captain Earth, Kagerou Project, Mekakucity Actors, opis, Pierwsze Wrażenie, wiosna. Bookmark the permalink. 4 Komentarze.
Tyle, że Mekakucity Actors nie jest na podstawie piosenek, ale na podstawie MANGI. Manga Kagerou Days przebiega tak samo jak anime tyle, że w mandze Shin był większym ciotą, ryczał przez pół rozdziału i chwała SHAFT, że dałeś mu osobowość!
Dziękuję ze sprostowanie, jak już mówiłam nie jestem fanką i nie orientuję się zbyt mocno w temacie, nie zmienia to jednak faktu, że wchodząc na opis mangi widzimy: „Historia oparta na serii popularnych piosenek zatytułowanych Kagerou Project”. Bynajmniej też nie zarzucam anime, że jest złą adaptacją – jeśli faktycznie dobrze oddaje pierwowzór, to tylko jej przyklasnąć – mówię natomiast, że osobiście tytuł mnie nie porwał. Tylko tyle i aż tyle.
Pozdrawiam.
Baby Steps…przyznam, że miałam tego nie oglądać. Tenis, nie lubię tenisa, ale uwielbiam serie sportowe więc zaczęłam…no i stwierdzam, że sport można tu nazwać tłem dla rozwijającego się powoli romansu. No dobra, jak autor przyjął taką koncepcję to nie będę się czepiać ^^’ Szczególnie, że wyszło na prawdę na poziomie. E-chan jest bardzo sympatycznym gościem, pomijając aspekt fryzury (widział ktoś kiedyś szkolnego prymusa z takim wariackim kogutem na głowie ?! xD) Nie czekam na dużo dynamiki i na efekciarskie mecze, bo mimo, że się pojawią to będą pewnie stonowane i mimo wszystko realistyczne do bólu, ale jest to taka odskocznia od tego co dostaliśmy dotychczas w seriach sportowych (nie powiem, że mi się to podoba). Jednak przyjemnie się BS ogląda więc będę śledzić dalej ^^ No i jak widzę te staranne notatki Maruo to tak jak bym widziała swoje zeszyty…haha xd
Co do Captain Earth, niezaprzeczalnym faktem jest, że mecha to jeden z moich ulubionych gatunków i wszystko co zawiera w sobie wielkie roboty przyciąga mnie jak magnes. Wiem, że schemat jest oklepany i przerabiany tysiące razy, oryginalności temu anime przypisać nie można…ale co z tego ? Ważne, że mi się podobało, pierwsze odcinki zrobione z rozmachem, dużo się dzieje, wciąga, grafika na poziomie, roboty, lubię to ^^ Do tego jeszcze Toshiyuki Morikawa, tak faktycznie jest ojcem wszechczasów…ale pojawia się dziadek Daichi’ego i słyszę Ten głos – Rikiya Koyama <3 No i już po mnie, wprost kocham głos tego faceta xD
Mekakucity Actors warte jest obejrzenia choćby ze względu na swój unikalny styl graficzny… nie oczarowało twych oczu? Fakt, jeśli ktoś przegapił pewien etap w istnieniu Vocaloida… fabułą może wydawać się bezsensowna, jednak sama animacja powinna dać wystarczający bodziec do obejrzenia całości :P