Sezon jesienny ’13 – przegląd cz.06 :)
Oczywiście, pogoda zaczęła wariować, temperatura waha się od przedziałów wczesno-zimowych do środkowo-letnich, to i ja musiałam się pochorować ^^” Tak mnie to wkurza! Nienawidzę tracić czasu. Chociaż tyle, że mogę przynajmniej przysiąść i dokończyć tą notkę (robię to już od 2 tygodni, ale ciiii~ ;P)
W ogóle to kiedy ja ostatnio tyle przeglądów do jednego sezonu napisałam? A to i tak jeszcze nie ostatni ^^” No to sprawdźmy tym razem Meganebu!, Machine-Doll wa Kizutsukanai oraz Tokyo Ravens.
Meganebu! – Odcinek 01
OPIS: Opowieść o grupce pięciu noszących okulary licealistów, należących do Klubu Okularników.
OPINIA: Przypuszczam, że większość widzów nastawiała się tutaj na sposób, by otrzeć łezkę po zakończonym Free!, ale nie moi drodzy – Meganebu! to zupełnie inna bajka. Nie zrozumcie mnie źle, nie twierdzę, że jest złe, bo nie okazało się serią o przystojnych facetach z fanservicem dla kobiet, którą można podsumować zdaniem „friendship is magic” – rozczarowuje, ponieważ celowała w motyw abstrakcyjnej komedii i niestety poległa na całej linii. Fabuła odcinka skupia się na przedstawieniu piątki różnorodnych, głównych bohaterów, członków Klubu Wielbicieli Okularów oraz pokazaniu jak to z zapałem pracują nad skonstruowaniem okularów z rentgenem. Czasem coś im nie wyjdzie, czasem coś wybuchnie, a czasem się popsuje – nasi licealiści zaś za każdym razem przedstawią nam jeszcze bardziej zwariowany plan, żeby jednak sytuację uratować. Nic nie poradzę, że dowcipy i humor tu zastosowany nie wywarły na mnie żadnego wrażenia (wydawały mi się totalnie idiotyczne), a koniec końców nic innego seria ta nie ma do zaoferowania. Dochodzi jeszcze problem wykonania: tak statycznego tytułu dawno nie widziałam O.o Aż cięzko nazwać Meganebu! per „anime”, ponieważ jest bardziej zlepkiem pokolorowanych kadrów (niczym żywcem wyjętych z mangi), niż animacją z prawdziwego zdarzenia. Nie wiem też, czy taki był zamysł, czy to po prostu wina marnego budżetu, ale wszystkie postacie za wyjątkiem tych aktywnie biorących udział w tworzeniu opowieści, przedstawione są za pomocą „manekinów” – fioletowe pudełko połącz z szarym pudełkiem i jedziemy z masową produkcją „uczniów” :P Na plus trzeba wymienić ładne kolorki – cały odcinek tonie w jaskrawych barwach, które tworzą fajny klimat. Nie zapominajmy też o muzyce – jak jeszcze raz usłyszę ten dżingiel z męskimi chórkami, to coś rozwalę ;< Ogółem kiedy komedia nie bawi, można na niej postawić krzyżyk – to właśnie uczyniłam z Klubem Okularników.
NA PLUS: fajnie zrobione tła (niby niedbałe, ale mają swój kolorowy urok)
NA MINUS: nie bawi; okropnie statyczne;
WSTĘPNA OCENA: 4
Machine-Doll wa Kizutsukanai – Odcinek 01
OPIS: Początek XX wieku. Raishin Akabane to aspirujący lalkarz z Japonii, który przenosi się do Królewskiej Akademii Walpurgii w Anglii, by uczyć się tam Sztuk Maszynowych: połączenia magii i technologii oraz zastosowaniu ich w przemyśle militarnym. Towarzyszy mu dziewczyna o imieniu Yaya, tak naprawdę będąca Automatonem: żyjącą, mechaniczną lalką, napędzaną specjalnymi magicznymi obwodami, specjalizującą się w walce wręcz. Tradycją Akademii jest turniej, w którym bierze udział setka najlepszych uczniów oraz ich Automatonów – zwycięzca otrzyma tytuł “Wisemana”, najlepszego lalkarza świata.
OPINIA: Ojć, wyszedł już też 2 i 3 odcinek, ale nie mam teraz czasu ich oglądać (pewnie będę to robić dopiero po publikacji notki), więc tym razem skupimy się na faktycznym pierwszym-pierwszym wrażeniu. Patrząc tak obiektywnie, wydaje mi się, że nawet po większej ilości epizodów nie byłoby ono przesadnie różne od aktualnej opinii jaką mam o Machine-Doll wa Kizutsukanai, ale koniec gdybania – przejdźmy do konkretów. Jak to czytamy w opisie, Raishin oraz jego automaton, Yaya, docierają do akademii, gdzie szkoleni są aspirujący lalkarze. Chłopak podchodzi do egzaminu wstępnego i co ciekawe okazuje się, że ledwo ledwo udało mu się dostać – jest na przedostatnim miejscu listy rankingowej zawierającej ponad tysiąc nazwisk. Jego teoretyczna wiedza leży i kwiczy, jednak gdy oglądamy go w duecie z Yayą, widać, że zna się na rzeczy, toteż postanawia podnieść swoją pozycję w inny sposób – wyzywając na pojedynek kogoś z pierwszej setki uczniów. Teraz pewnie zapytacie po co mu to – ano po to, żeby wziąć udział w turnieju dla stu najlepszych studentów organizowanym przez Akademię Walpurgii. Zwycięzca otrzyma tytuł „Wisemana”, zaś mężczyzna, który go aktualnie nosi, zdaje się być z jakiegoś powodu znienawidzony przez Raishina, z tego też pewnie wynikać będzie główny plot :) Coś co totalnie kole w oczy w tym anime, to animacje komputerowe – wyglądają biednie, nienaturalnie i ogółem okropnie ^^” Sceny z pociągiem na samym początku, gdzie CG wykorzystano nawet na bohaterów, nie zaliczają się do osiągnięć kinematografii. Z drugiej strony należy się choć mały punkcik dla twórców, ponieważ postacie dopasowano projektem i kolorowaniem tak, by chociaż trochę tuszowały nadmierne użycie komputera (delikatny kontur i stonowane barwy). Wszelkie sceny akcji niestety cierpią na tą samą bolączkę, ale za to seria broni się ze strony opowieści (której naprawdę udało się mnie zaciekawić) oraz bohaterów – Yaya rozkładała mnie na łopatki swoimi komentarzami i osobowością (dodając serii lekkiego, humorystycznego akcentu), a Raishinowi trzeba przyklasnąć, bo jest ogarnięty, zdecydowany i wie czego chce. Nie wiem jeszcze jak to będzie z ecchi, ale jak na razie nie rzuciło mi się nic denerwującego w oczy. W skrócie Machine-Doll wa Kizutsukanai to niezły tytuł, który może nie powala na kolana, ale ogląda się sympatycznie – byle tylko przymknąć oko na to nieszczęsne CG ^^”
NA PLUS: nietypowy projekt postaci; potrafi zaciekawić; Yaya jest zabawna (:D); Fajna relacja między Raishinem i Yayą
NA MINUS: wstawki komputerowe wyglądają okropnie
WSTĘPNA OCENA: 7
Tokyo Ravens – Odcinki 01-02
OPIS: Harutora Tsuchimikado jest członkiem prestiżowej rodziny Onmyouji (specjalistów od magii, przepowiada przyszłości oraz wypędzania złych mocy), ale on sam nie potrafi zobaczyć “energii duchowej”. Z tego też powodu jak do tej pory cieszył się spokojnym życiem razem z resztą znajomych ze szkoły Onmyo, jednak pewnego dnia niespodziewanie powraca jego przyjaciółka z dzieciństwa, Natsume Tsuchimikado, będąca przy okazji dziedziczką całej rodziny. Czy wydarzenie to wprawi wreszcie w ruch koła jego przeznaczenia?
OPINIA: Straszny mam problem z tym tytułem i nawet wiem czemu – znów okazuje się, że lepiej podchodzić do czegoś bez oczekiwań, bo kiedy spodziewamy się kokosów, nigdy ich nie dostajemy. Pisząc zapowiedzi widziałam ładny plakat i ciekawy opis. Spodziewałam się serii akcji, tymczasem w pierwszych dwóch odcinkach to co innego zdaje się grać główną rolę. Spotykamy Harutore – chłopaka, który choć pochodzi ze znanej rodziny spirytualistów, nie posiada żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Mimo to chodzi do szkoły dla uczniów przygotowujących się do tego fachu – wtedy poznajemy jego dwójkę przyjaciół: ogarniętego chłopaka z przepaską na włosach oraz denerwującą mnie chłopczycę o imieniu Hokuto. Widać jak na dłoni (te miliony rumieńców), że dziewczyna się w nim podkochuje, a przy okazji nagabuje go, żeby brał bardziej na serio swoją przyszłą profesję, bo w końcu pochodzi z trzonu prestiżowego rodu Tsuchimikado. Mamy też drugie zakochane dziewczę – kuzynkę, którą bohater zna od dziecka, wyznaczoną do objęcia w przyszłości stanowiska głowy rodziny. Trochę obawiałam się tutaj trójkącika miłosnego, ale dzięki Bogu, tak nie będzie (przynajmniej można tak wywnioskować) – ogółem irytująca drama wyszła z Tokyo Ravens po 2 odcinkach. Za mało akcji, a za dużo wzdychania i roztrząsania głupich problemów – sytuacja: Harutorę pocałowała jakaś bitch-chan, a Hokuto to widziała. Rezultat? Oczywiście, że się na niego o to wkurzyła! No tak, bo to jego wina, że dziwna laska najpierw próbuje gościa zabić, a potem go molestuje seksualnie ;P Zabieg stary jak świat i denerwuje mnie za każdym razem jak jest użyty. Albo Talk-no-jutsu. Łatwość z jaką podziałało na blond bitch-chan mnie wprost powaliła na kolana – gdyby chociaż roztrząsali filozofię, ale nie. To musiało być coś tak banalnego, że aż boli, iż bohaterka sama na to nie wpadła ^^” Jednak gdyby zignorować elementy przedramatyzowane, jest już dużo lepiej. Można by nawet rzecz, że główna fabuła zaczyna się dopiero od 3 odcinka, ponieważ pierwsze 2 to swoisty wstęp przewracający całą sytuację do góry nogami. Duet Natsume i Harotora będzie pewnie musiał w najbliższym czasie zmierzyć się z dziwną organizacją, która ich niespodziewanie zaatakowała oraz ogarnąć o co chodzi z reinkarnacją wspólnego przodka, a wszystko to w klimatach fantastyczno-nadprzyrodzonych, dlatego mimo wszystko mam nadzieję na przyjemny dalszy seans :) Do tego nie należy zapominać o wyjątkowo ładnej grafice – kreska jest bardzo nietypowa (widać po specyficznych rumieńcach), ale definitywnie zaliczam ją na plus. Sceny akcji zrealizowano dynamicznie i definitywnie CG wygląda lepiej niż w Machine-Doll wa Kizutsukanai :P Muzyki za bardzo nie kojarzę. Może nie jest to odkrywcze anime, ale liczę, że konkluzja drugiego odcinka zwiastuje poprawę elementów, które mnie irytowały ;)
NA PLUS: ciekawa kreska; interesujący pomysł
NA MINUS: męczący romans; głupota postaci; za dużo dramy
WSTĘPNA OCENA: 6+
Cheers~! :*
Posted on 24 października 2013, in Anime, Pierwsze Wrażenie and tagged 2013, Anime, Jesień, Kikou Shoujo wa Kizutsukanai, Machine-Doll wa Kizutsukanai, Meganebu!, opis, Pierwsze Wrażenie, Tokyo Ravens, Unbreakable Machine-Doll. Bookmark the permalink. 1 komentarz.
Meganebu! – tego nawet nie brałam pod uwagę w moich planowanych tytułach, ale z zasłyszanych opinii stwierdzam, że jest to po prostu głupie i wygląda raczej jak picture drama aniżeli anime.
Machine-Doll wa Kizutsukanai – muszę zacząć od zjechania tego taniego CG, dla mnie masakra, nie lubię gdy wstawek komputerowych jest za dużo lub pojawiają się tam gdzie wcale nie musiały, ale rozumiem…budżet… Główna para bohaterów może nie jest taka zła, ale mnie Yaya zdecydowanie w niektórych momentach irytuje i nie wcale nie jest śmieszna. Też obawiałam się tego ecchi i nadal się obawiam, bo słyszałam coś o wspólnym prysznicu Raishin’a i Yayi…ekhm…ale dopóki nie będzie to nachalne i nie będzie zniesmaczać, to nie będzie źle ^^ Seria może wiele nie zawojuje, ale jest dość sympatyczna i jak na razie można oglądać dalej.
Tokyo Ravens – do tej serii też podchodziłam z dużymi oczekiwaniami, a dwa pierwsze odcinki wcale mnie do siebie nie przekonały, nie cierpię takich seksistowskich i durnych zagrywek. Idiotyzm w zachowaniu postaci też miał dość wysoki poziom, a niepotrzebna drama nadal się trzyma. Chociaż po 3 odcinku stwierdzam, że robi się dość interesująco, wreszcie mamy sporo akcji i jestem ciekawa co wymyślą autorzy mając do dyspozycji 24 odcinki. No i znowu to nieszczęsne CG, czy oni na prawdę uważają , że to wygląda dobrze ?! Ehhh…ogólnie spodziewałam się dużo, dużo więcej i mam nadzieję, że jednak dostaniemy wkrótce coś lepszego, bo pomysł jest ciekawy.