Posłowie: Tonari no Kaibutsu-kun – nauka vs. miłość!
Ilość odcinków: 13
Data premiery: 2 października 2012
Kategoria: Komedia, Romans, Szkoła, Shoujo
Wesołego mikołaja! Szczęśliwego karpia! …zaraz zaraz, to chyba nie tak szło :D
Święta w końcu nadeszły – tyle się czekało, a znając życie pewnie przelecą w mgnieniu oka <ech> Nie sprawia to jednak, że radocha z ich powodu jest mniejsza. Wypocznijcie, zrelaksujcie się, cieszcie rodziną i spokojem ducha! Niech będzie to dla was czas, którego nie będziecie żałować – wykorzystajcie go do ostatniej minutki ^^ Wesołych Świąt moi drodzy~! :*
Tymczasem moim zdaniem jest wam ten czas umilić, tak więc zapraszam na lekturę podsumowania Tonari no Kaibutsu-kun – dla mnie jest to definitywnie jedno z najsmutniejszych pożegnań tego sezonu (co mi teraz będzie poprawiało humor?? T__T), myślę jednak, że można mieć nadzieję na drugą serię ^^
OPIS: Shizuku Mizutani, to taki typ osoby, który dba tylko i wyłączenie o swoje oceny i nic poza tym. Jednak pewnego dnia zostaje wyznaczona do dostarczenia Haru Yoshidzie, który od czasu bójki w pierwszy dzień roku szkolnego nie pojawił się na lekcjach, zaległych notatek z zajęć. Po tym miłym w oczach chłopaka geście, staje się on przekonany, że są oni przyjaciółmi – bo w końcu przyjaciele tak robią prawda? Pożyczają sobie zeszyty w razie choroby i inne takie.
Haru, mimo złej reputacji w szkole, okazuje się mieć bardzo naiwną i niewinną osobowość, któż więc mógłby przypuszczać, że wyzna Shizuku miłość?
Romans pomiędzy wielkim rozrabiaką i nieczułą dziewczyną pokazany z zupełnie nowej perspektywy.
FABUŁA: Definitywnie jest ona jednym z powodów, dzięki którym powyższe anime odniosło taki sukces. Serie shoujo jak jeden mąż łączą w sobie wszystkie najbardziej męczące cliché – nieśmiała dziewczyna, popularny chłopak, trójkąty miłosne, niepotrzebne dramaty spowodowane całą serią nieporozumień. Można tak dalej wyliczać. Całe szczęście trafiają się jednak raz za czas tytuły, które obalają utarte schematy, albo przynajmniej przedstawiają je w nowatorski sposób – to właśnie serwuje nam Tonari no Kaibutsu-kun ^^ Tym razem cała opowieść nie skupia się na tym jak bohaterowie zeszli się ze sobą, tylko opisuje ich przygody już jako „pary”. Ich uczucia są znane praktycznie od pierwszego odcinka (fabuła pilota zawiera w sobie tyle relationship development, ile inne tytuły nie potrafią dostarczyć po całym sezonie ;P) – co ważne, oni nawzajem też dobrze o tym wiedzą. Kolejna zaleta – tutaj bohaterowie mówią sobie o wszystkim prosto w twarz. Jest jakiś problem to pogadajmy i go rozwiążmy. Kocham Cię, więc Ci to powiem bez owijania w bawełnę. Dzięki temu nie ma głupich dramatów, przez które widz ma ochotę przewracać oczami ;> Wszystko zabarwione jest sporą dawką śmiechu, co dopełnia obraz Tonari jako „komedii romantycznej” :D
POSTACIE: Drugi element, za który autorce mangi należy się medal! Cala obsada jest tak świetna, że naprawdę ciężko kogoś nie lubić. Shizuku jest twardo stąpającą po ziemi dziewczyną, dla której stopnie w szkole są całym światem – można tylko sobie wyobrazić ile śmiesznych sytuacji to prowokuje! :D Haru to dość problematyczny osobnik, który zbyt często odwołuje się do przemocy, jednak szybko dowiadujemy się, iż powodem takiego zachowania jest jego nieobycie społeczne i ogromna naiwność – w gruncie rzeczy to kochająca świat istotka. Do głównej parki szybko dołącza Natsume – nie mająca przyjaciół śliczna dziewczyna, będąca internetowym nerdem; Sasayan – chłopak z masą znajomych, którego ciężko rozgryźć; Ooshima – zakochana w Haru najnormalniejsza przedstawicielka głównych bohaterów; mój absolutny ulubieniec: Yamaken – trochę narcystyczny nastolatek z wyższych sfer oraz sporo innych ciekawych indywiduów z bratem Yoshidy na czele :] Jeśli chodzi o wątki miłosne, to chyba pierwszy raz zdarza się seria, gdzie każda konfiguracja mi pasuje ^^ To, że wszystko skończy się HaruxShizu wiemy już na starcie, bo przecież do tego nawiązuje tytuł (Potwór z Sąsiedztwa), ale osobiście nie miałabym nic przeciwko YamaxShizu – nawet jestem w stanie przyznać, że lubię ich bardziej niż main pairing xD
GRAFIKA: Wizualnie Tonari prezentuje się dość nietypowo. Kontury są wyraźne, a kolory niesamowicie jaskrawe. Szczególnie rzuca się to w oczy przy iście tęczowych tłach – takie rozwiązanie dodaje serii dodatkowej lekkości ^^ Od razu wiemy, że ma to być tytuł, który zapewni nam relaks, przyjemną rozrywkę, trochę śmiechu i raczej nie zaserwuje przesadnych dramatów. Kreskę Robiko oddano praktycznie co do joty.
MUZYKA/GŁOSY: Seiyuu głównej parki nie przygniatają sławą swoich nazwisk, ale definitywnie fajnie wyszli. Haruka Tomatsu (Asuna z Sword Art Online; Morgiana z Magi) ostatnio w zawrotnym tempie zdobywa popularność, a Tatsuhise Suzukiego (inaczej wyobrażałam sobie głos Haru, ale bardzo szybko przywykłam) mogą skojarzyć fani Baka to Test to Shoukanjuu z roli Yuujiego. Z innych VA trzeba wspomnieć Kane Hanazawe, Yuuichiego Nakamure, czy Atsushiego Abe. W ramach ciekawostki dodam, że w Drama CD mieliśmy innych aktorów – np. za Yoshide mówił Kenichi Suzumura, a za Yamakena Daisuke Namikawa ^^ Co do blondaska – Takuma Terashima, choć ostatnio niezbyt lubiany przez fandom z powodu afery dotyczącej Kokoro Connect, pasuje m tu nawet lepiej niż NamiDai :) Muzycznie seria daje radę. Ma sporo naprawdę fajnych (i szybkich/radosnych i nastrojowych) utworów grających w tle, ze szczególnym naciskiem na TEN. Byłabym wdzięczna, gdyby ukazał się soundtrack (ostatnio się na tym przejechałam szukając nieistniejącego OSTu do Beelzebuba :<).
PODSUMOWANIE: Nie wiedzieć czemu, ale w tym sezonie wyszło kilka pozycji z gatunku shoujo – zazwyczaj panuje posucha pod tym względem, a tu taka niespodzianka. Prawdziwe romanse/komedie romantyczne, nie będące haremówkami, czy seriami traktującymi o siostrze zakochanej w swoim przyrodnim bracie to ostatnio rzadkość, tymczasem tym razem sprezentowano nam aż kilka ^^ Tonari no Kaibutsu-kun, jedna z owych perełek, zdecydowanie zasługuje na wszelkie pochwały, jakie słyszeliście pod jej adresem. Jest śmieszne, słodkie (reakcje typu „awwwwwww~!” to norma :D), ma przesympatyczne postacie i co najważniejsze: nie denerwuje. Dobrze przeplata poważniejsze momenty z tymi śmiesznymi (dzięki czemu ewentualne poczucie nudy, nawet jeśli się pojawi, szybko znika), a po obejrzeniu człowiek naprawdę czuje się lepiej ^^ Nawet jeśli shoujo wychodzą Ci już bokiem, można, a wręcz trzeba dać temu anime szanse, bo jest prawdziwie pozytywnym zaskoczeniem! To zaś, że nie posiada konkretnego zakończenia tylko lepiej wróży na przyszłość, bo kto nie chciałby drugiego sezonu tak kochanej serii? :)
OCENA PO PIERWSZYM WRAŻENIU: 8
OCENA KOŃCOWA: 8
Cheers! :*
Posted on 26 grudnia 2012, in Anime, Posłowie, Recenzje and tagged 2012, Anime, informacje, obrazki, opis, recenzja, Tonari no Kaibutsu-kun. Bookmark the permalink. 12 Komentarzy.
Jak napisałaś, ten sezon obfitował w shoujo. Dla mnie bomba, bo shoujo ma naśliczniejsze panienki, więc wziąłem się od razu za wszystkie. I Tonari było zdecydowanie najlepsze z nich. Nie owijało w bawełnę, nie stawiało na stary, nudny pomysł „czekamy 300 odcinków aż się zejdą,a potem o nie, następny przeciwnik do czystej miłości”. Absolutnie genialne postacie drugoplanowe i całkiem dobra bohaterka. Jedyne co mnie bolało, to nasz główny obiekt miłości, Haru. Czy mogę marzyć o czymś w stylu Boys Over Flowers, gdzie „przeciwnik czystej miłości głównych bohaterów” był tak popularny, że awansował na głównego bohatera? Go Go Yamaken, male tsundere is best tsundere.
A na drugi sezon bym raczej nie liczył, bo sprzedaje się tragicznie. W ogóle ten sezon jeśli chodzi o sprzedaż nie czaruje, jedynie poza 10 000 wybiło się Girls and Panzers (mówiłem, że to będzie hit). 2 Chunni2 i 3 JoJo oscylują w okolicach 9 000. Więc niestety, słabo widzę drugi sezon,
Ale odemnie mocna 8. Kaichou Wa Maido-sama to nie było, ale jedno z lepszych shoujo jakie ostatni oglądałem.
Zdecydowanie jedna z lepszych serii w sezonie, a w dodatku wypada bardzo dobrze na tle innych shoujo.
Przyznam, że nigdy do końca nie przekonałem się do postaci Haru, dlatego moja sympatia do „Tonari…” nie opierała się na HaruxShizu, ale raczej na perypetiach postaci drugoplanowych. Przede wszystkim chodziło mi o Ooshimę i Natsume-chan, później dorzuciłem do tego jeszcze Yamakena (który jednak zyskał moją sympatię dopiero do koniec). Ogólnie jest to dość dziwna seria bo chyba tylko tutaj bohaterowie wyznają sobie miłość w pierwszym odcinku, a potem robią to jeszcze kilkukrotnie (za każdym razem jednak interpretując to wyznanie inaczej). Osobiście może nie dałbym oceny 8/10, ale na mocne 7 seria na pewno zasługuje. Wielki i wzruszający romans to nie jest, ale jest za to miło i śmiesznie :)
Natsume-chan <3
@SaiEF
Dlatego zawsze pisałam, że Tonari jest warte uwagi, ponieważ wyłamuje się z tych meczących szojcowych schematów, które wszyscy nienawidzą ;>
Taaaa… chciałabym, żeby tak było, ale niestety Yamaken mimo całej swojej awesomeness już taką niestety ma rolę – tego „odrzuconego” :( Celem tej serii jest opowiedzenie związku Haru i Shizuku i jakkolwiek nas Yoshida męczy (bo przyznaję, że też go tak czasem odbieram), chyba nie ma co się łudzić.
:( Tego o sprzedaży nie słyszałam (miałam przerwę od bloga, to i na statystyki nie spoglądałam). Na Chuunibyou mi nie zależy, bo moim zdaniem zakończenie było fajne, a robienie czegoś dodatkowego na silę, tylko by ten tytuł zabiło, ale szkoda Tonari, ponieważ historia ciągle się rozkręca i naprawdę zasługuje na kontynuację.
„(mówiłem, że to będzie hit)”
Nie wierzę w to [śmiech]
Nie rozgrzebuj ran :( Kaichou to coś, co jest fajne do momentu – na mangę już daaaawno zabrakło mi sił i naprawdę nie mam zamiaru do niej wracać, a miała fajny potencjał :<
@Miras
Jeśli tym tłem jest np. Sukitte Ii na yo, to chciałoby się powiedzieć, że wypada wręcz kosmicznie dobrze ;D
Haru to właśnie taka dziwna postać – są sytuacje, gdzie naprawdę się go lubi, ale i takie, kiedy jest przerażający (np. scena, gdzie chciał wypchnąć Yamakena przez barierkę), albo wręcz męczący. Taka niestety jego natura.
Haha tak, to jest swego rodzaju innowacyjność gatunkowa – już nie „przyglądam się mu z ukrycia, ach, ach”, tylko walę prosto z mostu „i love you” ;) Dzięki temu można się skupić na ewolucji związku w przeciwieństwie do tradycyjnych shoujo, które raczej przedstawiają kolejne sytuacje prowadzące do tego, żeby bohaterowie się wreszcie zeszli… a wtedy i tak pojawia się kolejny rywal do trójkąta, czworokąta, czy innego wieloboku :]
Dokładnie – jako miły poprawiacz nastroju jest ok :)
Pozdrawiam :)
Okej, parę rzezcy trzeba napisać.
Po pierwsze co jest aktualnie złego z mangą Kaichou wa Maido-sama? Poziom najwyższy o nie jest, ale wciąż jest o kilometry dalej od większości shoujo. Takich jak na przykład Skip Beat, które z jednej z moich ulubionych mang zmieniło się w jakieś dropnięte emo-gówno.
Chunni miało okropne zakończenie (okej jest żyć z autyzmem w swoich chorych fantazjach, dalej kupujcie nasze BD i zakochujcie się w naszych postaciach), a sprzedasz się dla KyoAni nie liczy. PRZYPOMINAM ŻE SPRZEDAJĄCA SIĘ W 45 TYSIĄCACH SZTUK SUZUMIYA NIGDY NIE DOSTAŁA PEŁNOPRAWNEGO DRUGIEGO SEZONU (za to dostał film kinowy, który jest najwspanialszą rzeczą jaką Japonia wydała w wersji animowanej), więc przy nie wiadomo jakiej sprzedaży tego na następny sezon bym nie liczył.
No i apropos shoujo, muszę polecić ostatnio czytaną przezmnie mangę, Arisa. Dostajemy shoujo praktycznie bez wątku romantycznego. AUTENTYCZNIE. Taki Death Note dla kobiet, tylko lepszy.
Nie wiem co jest złego, nie potrafię tego wyrazić, ale po prostu stanęłam na (niech no sprawdzę) rozdziale 54 i tyle. Nie czuję potrzeby żeby do tego wracać. Czy mnie znudziła, czy co się stało – ot, straciłam zainteresowanie. Dlatego zaś piszę, że jest to rozgrzebywanie ran, bo naprawdę ją lubiłam na początku. Więc pytaj mnie, a ja Ciebie – Kaichou już raczej sobie nie poczytam. To są te różnice gustów, o których ciężko dyskutować. SB nigdy nie czytałam, więc się nie wypowiem, ale z dobrych shoujo na pewno warto wspomnieć Dengeki Daisy, czy Orange. Co do Arisy, o której mówisz, to czytam ją praktycznie od pierwszego rozdziału i naprawdę jest to świetny tytuł, bo ma coś, czego często w szojcach brakuje – fabułę. Wszystko nie kręci się wokół romansu, a fajnej intrygi. Szkoda tylko, że więcej autorów/autorek tego gatunku nie bierze sobie tego do siebie.
Oj, no bez przesady. Naprawdę tak to odebrałeś? Jak dla mnie zakończenie powiedziało, że wyobraźnia to coś pozytywnego, co zabarwia naszą szarą rzeczywistość. Nie chodzi o to, żeby udawać, że ma się w ręku gigantyczny miecz strzelający fajerwerkami, tylko lubić swoją indywidualność – było w chyba przedostatnim odcinku. Społeczeństwo próbuje się dopasować do jakichś dziwnych wzorców „poprawności” zamiast lubić siebie za to kim jesteśmy. Btw bez osób żyjących wyobraźnią, nie byłoby książek, nie byłoby filmów i tym bardzie anime, więc już w ogóle nie mieliłyśmy tu o czym rozmawiać – bo skąd brałyby się pomysły na scenariusze? ;) Po za tym, o czym my tu dyskutujemy – o filozofii w anime? ;D To się ma sympatycznie oglądać, zżyć z postaciami – ja się wzruszyłam. Nie wiem, możesz przewracać na to oczami, ale wywarło pożądany efekt ^^
Pozdrawiam :)
A ja będę dalej dyskutował o końcówce Chunni2, bo tu nie chodzi o jakąś filozofię anime, tylko o ogólne przekaz danej serii, to, co chcieli w swoich 13 odcinkach autorzy zamknąć. Bo wciąż wierzę, że to nie polegało na macie kawaii panienki i oglądajcie je sobie. Zresztą Kyo Ani zawsze akcentuje mocno swoją myśl przewodnią przy swojej ekranizacji. I ich anime, nie liczą FMP i Haruhi moooocno odbiegają od orginałów. Z takich ciekawostek, to na przykład w LN z Hyouki nie było absolutnie nawet śladu wątku romantycznego.
Ale wracając do Chunni. Ludzi żyjących wyobraźnią zawsze się przyda. Ale nie ludzi żyjących w wyobraźni, jak nasza Rika. Która swoich jazd używa do ucieczki od rzeczywistości, absolutnego się od niej odcięcia. W ten sposób stara się uciec od swoich problemów. A takim problemem jest na pewno śmierć ojca. Żyje w świecie swoich fantazji, niczym zatrzymany w miejscu zegarek, nie potrafiąc przejść dalej nad pewnym etapem swojego życia. I to pogłaskanie w finale na koniec mnie boli, bo to jest jawny znak dla psychofanów animacji, którzy średnio mają w głowie poukładane ( 35 tysięcy sprzedanych sztuk za każde BD z Endless Eight z Haruhi o tym świadczy, to nie jest normalne kupić 4 razy po 2 te same odcinki, szczególnie biorąc pod uwagę że anime na płytach jest niesamowicie drogie). To jest jak autoreklama. Bierzcie od nas więcej, my będziemy spełniać wasze fantazje. Autentycznie poczułem się zażenowany.
ALE NA SZCZĘŚCIE W NASTĘPNYM SEZONIE DOSTANIEMY CAŁKOWITĄ NOWOŚĆ OD KYO ANI, SŁODKIE LICEALISTKI Z K-ONowymi MORDKAMI, TEGO JESZCZE NIE BYŁO.
A 2 sezon Haruhi wciąż nie powstał…
Zgadzam się z Tobą w każdym szczególe co do Tonari… Mój typ jesieni 2012, bez dwóch zdań. Jestem zachwycona tym, jak wykreowani zostali bohaterowie. Haru był cudownym powiewem świeżości – trochę mi przywodził na myśl Tamakiego z Ouran – też taki z pozoru bizon w szczytowej fazie bizonowatości, a tak naprawdę totalny dzieciak urzekający swoją nieporadnością i naiwnością ;) Chociaż u Haru oczywiście charakterek jest jeszcze bardziej postrzelony.
No i dzięki temu, że postaci drugoplanowe były tak dobrze zbudowane, był to jeden z tytułów, w których pomysł trójkąta romantycznego nie odpycha. Z Yamakena zrobił się naprawdę świetny bohater i pod wieloma względami zdawał się bardziej pasować do Shizuku. Też bym chętnie obejrzała 2. sezon, choćby dla rozwoju tego wątku – w mandze się przecież sporo potem dzieje i fajnie byłoby to też zobaczyć na ekranie.
Szkoda, że to zakończenie takie nierozstrzygające i po prostu słabe. Łudzę się, że to dlatego, że studio liczy, że uda im się machnąć kolejną serię, toteż nie chcieli sobie zamykać furtki zbyt dosłownym finiszem. Niemniej trochę mi to popsuło posmak po całości. Mogli zrobić coś bardziej kreatywnego, niż wysłać Haru na całodzienną pogoń za świetlikiem :P
Btw, świetnie się czytało Twój wpis :) Bardzo lubię te Twoje posłowia, nawet, kiedy nie znam omawianych tytułów – takie uporządkowane i konkretne ;)
@SaiEF
Tu się z Tobą zgodzę. Faktycznie liczyłam na inne rozwinięcie – koniec, gdzie Rikka otrząśnie się ze swojego chuunibyou etc, etc, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę rozwinięcie serii, takie zakończenie średnio by wypaliło. Zły był już cały wcześniejszy wątek, gdzie Yuuta na siłę Rikkę do rzeczywistości przywrócił, a potem oglądaliśmy jaka depresja z tego powodu u niej wniknęła. Sama widziałabym to raczej w formie, gdzie najpierw przez ten świat fantazji udaje się dziewczynie pokonać smutek po śmierci ojca (tego typu zabiegi są stosowane w psychologii – zależy oczywiście od terapeuty, ale panują 2 opinie. Jedni próbują na siłę udowodnić co jest rzeczywistością, a co urojeniom; inni właśnie pozwalają by wyobraźnia pomogła w procesie „zaleczenia ran”), a tym samym na końcu może go zostawić i iść dalej. Cóż, wybrali jak wybrali, jednak i tak nie uważam zakończenia za złe – przy oglądaniu na zasadzie „coś miłego, lekkostrawnego, nierzeczywistego, na co można przymknąć oko” sprawdza się nieźle :)
@Lin
O tak~! Tamaki to świetne porównanie, choć na szczęście Tamcio nie miał tak strasznych odchyłów jak Haru ;)
Taaa… niestety z tego co słyszałam, Tonari sprzedaje się słabo, a tym samym szanse na 2 sezon są marne :( Wielka szkoda, bo definitywnie jest najlepszym shoujo sezonu. Oczywiście zdarzają się wyjątki takie jak Chihayafuru, gdzie nawet przy złych wynikach ciągle dostajemy drugą serię (i dzięki niech będą Niebiosom!!), ale przy Tonari to trochę jak modlenie się o cud. A animowany Yamaken był tak świetny~! Manga ostatnio cierpi na chroniczny brak naszego narcystycznego blondyna :(
Z jednej strony masz rację, ale z drugiej chyba osobiście bardziej wolę serię, które kończą się open-endem, motywując ludzi, którym się podobały do sięgnięcia po oryginał, niż te z anime-original-ending, gdzie w większości przypadków mam ochotę zadusić scenarzystów, że tak zaszlachtowali fajny tytuł (Ao no Exorcist, żeby daleko nie szukać :/).
Dziękuję ^____^
Pozdrawiam! :)
To mnie zaskoczyłaś tą sprzedażą – ja w sumie takich wyników nigdy nie śledzę, po prostu widząc reakcje polskiego fandomu, nabieram pewnych wyobrażeń co do ogólnej popularności tytułu, ale w sumie niewiele to może mieć wspólnego z realną sytuacją sprzedażową – zwłaszcza na gruncie japońskim ;) Patrzę jednak na „Tonari…” tak całościowo i myślę sobie o tym finale, tak słabym i tak mocno odstającym od reszty serii. I logicznie możliwość kontynuacji postrzegam jako główną (jeśli nie jedyną) przyczynę takiego właśnie maksymalnie otwartego i nic niewyjaśniającego zakończenia. Może nie zapowiada ono tak jednoznacznie kontynuacji, jak końcówka 1. sezonu Chihayi, ale jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twórcy pozostawili sobie taką właśnie furtkę z bardzo mocną nadzieją na ciąg dalszy. Cóż, czas pokaże, ale ja na pewno będę kciuki trzymała ;)
A właśnie, skoro wspomniałaś o Chihayafuru – widziałam w którymś z wpisów, że nadrobiłaś pierwszą serię :) Będzie recenzja czy jakieś posłowie? :) Jestem ciekawa Twojej „rozbudowanej” opinii. Dla mnie to anime jest absolutnym mistrzostwem, a kontynuacji wypatruję od kilku miesięcy, niczym dziecko prezentów pod choinką :P W tym tygodniu przed rozpoczęciem nowych odcinków postanowiłam sobie zrobić rewatch pierwszej serii i połknęłam całość w 3 dni i pasja odżyła ze zdwojoną siłą ;) Nawet nie umiem opisać, jak bardzo się cieszę, że sezon zimowy przyniesie nam kontynuację tego właśnie tytułu :)
Tak, jest w tym coś, że jeśli seria bardzo wiernie podąża za mangowym oryginałem, a potem na ostatni odcinek scenarzyści decydują się na realizację własnego pomysłu, natychmiast idzie to odczuć, często w sposób negatywny. Dlatego te serie, które powstają na bazie niedokończonych mang, wzbudzają we mnie lekki niepokój – już na początku, zwłaszcza jeśli ten jest dobry, zadaję sobie pytanie, czy aby na koniec tego za bardzo nie spieprzą ;)
Bo Japończycy kochają moe, dlatego np. Chuunibyou sprzedaje się świetnie >___> Nic do serii nie mam (podobała mi się :)), ale akurat szkoda, że nie chcą wydać pieniędzy na coś pomysłowego, niż na kolejne słodkie dziewczynki :(
Nadrobiłam! Oczywiście, że nadrobiłam i się zachwyciłam :D Genialne anime, tym bardziej się ciesze, że dostaliśmy drugi sezon ^^ Recenzję 1 serii mam w planach, bo muszę gdzieś uzewnętrznić ten cały fangirling (Taichi *________*), tylko najpierw „załatwię” wszystkie PW z zimy. Została tego jeszcze tylko 1 notka, więc nie ma źle ;)
Pozdrawiam ^^
EDIT:
Ogłoszono, że manga Tonari no Kaibutsu-kun zakończy się na 12 tomie. Może choćby z tego względu postanowią zekranizować ją w całości? [marne szanse, ale zawsze jakieś :)]
„Recenzję 1 serii mam w planach, bo muszę gdzieś uzewnętrznić ten cały fangirling (Taichi *________*)”
Hahaha :) A zatem już teraz mogę Ci obiecać, że będziesz miała we mnie poplecznika we wszelkich formach fangirlingu na temat Taichiego – tak doskonale wykreowanej postaci nie widziałam już dawno. Zachwyt jego osobą zaczyna przybierać u mnie coraz bardziej groteskowe formy – ilekroć pojawia się na ekranie, mam ochotę wydać z siebie przeciągłe i piskliwe squeeee :D
No w sumie, jakby z tych ośmiu tomów Tonari, których fabuła nie objęła, przetrzebili trochę materiału, to mogłaby wyjść jeszcze z jedna 13-odcinkowa seria. Pomarzyć zawsze można ;)
Mnie osobiście urzekły wszystkie postaci… i nie wiem co wy macie do Haru, moim zdaniem to świetna postać zabawna ale też intrygująca…. jest on dziecinny i nie do końca potrafi poruszac się wśród ludzi i zachowuje się jak taki trochę kosmita, a też jest kochany i to jego przytulanie od tak w pewnym momencie jak mu się podoba. Shi jest fajna… jej miny poprostu cudowne….jedno drugiemu pokazało jak żyć, gdyby nigdy się nie spotkali nadal byliby pewnie samotni i nie tylko oni.. dzięki nim przyjaciół znalazła Oshima i Natsume. Wielką sympatią darzę też blondaska…. śniło mi się, że zakochał się w Oshimie z wzajemnością…. i taki układ mi się podoba… cicha dziewczyna i zajebisty snobek. Ale tak naprawdę bardzo żal mi blondaska… on strasznie cierpi widać to… życzę mu szczęścia ale nie mogę go sobie wyobrazić z Shi… byłby to raczej cichy i spokojny związek…ale napewno nie taki zwariowany jak Shi x Haru… Yamaken nauczył Shi wielu rzeczy i sam sobie naszkodził….
Anime genialne liczę na 2 serię! 10/10 dla mnie i to takie mocne
sorcia za ortografy… i w imionach byki..